fb
MAPA STRONY

wersja rosyjska serwisu
festiwal sputnik

II miejce - „Esej o poezji. Recenzja filmu „Półtora pokoju” - Autor: Józef Lorski

Przyjęło się nazywać „Półtora pokoju” filmowym esejem. Przypuszczalnie wskazówką była zgodność tytułu z tekstem Josifa Brodskiego ze zbioru „Mniej niż ktoś”, choć autorzy filmu dość luźno się nim inspirują. Jeśli już, to głównie jego ideą. Brodski pisze przede wszystkim o rodzicach i ojczystym Leningradzie, Chrżanowski i jego współscenarzysta Arabow wychodzą od tych tematów, by szukać kulturowych źródeł, z których wyrasta poezja noblisty. Niezależnie od tego, kto i dlaczego przypisał „Półtora pokoju” do nieoczywistego gatunku filmowego eseju, miał rację – to określenie bardzo dobrze charakteryzuje film. Co więcej, w pewien sposób broni go przed zarzutami niepełności, fragmentaryczności, formalnego rozwichrzenia, a takie głosy przecież często padają. „Półtora pokoju” jest filmem biograficznym o Josifie Brodskim, nawet z grubsza zachowuje chronologię zdarzeń, ale autorzy nie próbują rekonstruować życia swojego bohatera. Budują obraz ze scenek, oddzielnych etiud, na pozór posługując się logiką wspomnień i skojarzeń. Piszę „na pozór”, bo dobór tych fragmentów, ich układ został także podyktowany – jak to w eseju – ideami czysto intelektualnymi.
Niech punktem wyjścia będzie tytuł, właściwie jego pierwsza część, bo gwoli prawdy trzeba powiedzieć, że tytuł oryginalny zawiera jeszcze dopełnienie („Półtora pokoju czyli sentymentalna podróż do ojczyzny”). Jest to nawiązanie do leningradzkiego mieszkania Brodskiego, w którym spędził większość rosyjskiego etapu życia. Rodzice zajmowali duży pokój, a Osia niewielkie, nieco klaustrofobiczne pomieszczenie, oddzielone od tego pokoju – tak to pokazano w filmie – jedynie przepierzeniem. Był to niezwyczajny dom. Mieścił się na rogu ulic Pestela i Litiejnyj Prospiekt, zbudowany został w drugiej połowie XIX wieku dla księcia Muruziego (stąd tradycyjna nazwa „dom Muruzi”) jako okazały, sześciokondygnacyjny budynek, jeden z pierwszych w Petersburgu domów zawierających kilkadziesiąt mieszkań przeznaczonych na sprzedaż. Historia domu jest mocno związana z rosyjską literaturą, mieszkali w nim Miereżkowski i Zinaida Gippius, tuż po rewolucji Gumiłow ulokował tu założony przez siebie „Związek Poetów”, więc rzecz jasna bywali tutaj często Achmatowa czy Błok. Oczywiście wkrótce potem dom skomunalizowano, mieszkania rozparcelowano między wiele rodzin, które jak to w „komunałce”, wspólnie użytkowały korytarze, łazienki i kuchnie.

Historia, o której piszę, nie jest w filmie opowiedziana, ale jest w namacalny sposób obecna. Mieszkanie nosi ślady dawnej świetności, widać jeszcze zniszczone stiuki, wysoki strop, solidne drzwi. I w tej przestrzeni współistnieją stare meble, ale i nowsze, sfatygowane sprzęty, książki, paczki, walizki. Czy można dobitniej pokazać znaczącą opozycję, tak ważną w życiu i twórczości Brodskiego, między tradycją wielkiej, głębokiej kultury rosyjskiej a zabiedzoną, skarlałą egzystencją radzieckiej Rosji? Oczywiście, wydobywam tu tylko jeden wątek ze skomplikowanego rysunku, który kreślą Chrżanowski i Arabow. Każda scena dodaje coś nowego. Wprawdzie niektóre epizody są jednoznaczne, jak choćby wspaniała scena, w której Stalin „wewnątrz” popularnej książki kucharskiej "O smacznym i zdrowym jedzeniu" prezentuje niedostępne dla małego Osi smakołyki, ale mało jest w „Półtora pokoju” tak prostych sensów. Uderzające są epizody pokazujące Brodskiego w okresie młodzieńczym. Poeta wyraża w jednym z nich pogląd, że jego pokolenie jest może ostatnim, dla którego kultura jest naprawdę ważna. Rozmowy, co normalne w tym wieku, dotyczą problemów najbardziej podstawowych: sensu życia, wartości, ale oparte są na przeżytych osobiście książkach, wierszach, obrazach. Pojawia się w nich także druga, ważna dla Brodskiego opozycja między tradycją literatury rosyjskiej, także tej awangardowej, a tradycją zachodnią, wywodzącą się z antyku. Nie przypadkiem przecież jeden pierwszych jego głośnych poetyckich utworów nosił tytuł „Wielka elegia dla Johna Donne`a”. Kapitalną i poruszającą ilustracją tego zderzenia wartości jest scena, w której mijają się na korytarzach Ermitażu dwie grupy pracowników obsługi – jedna niesie antyczne popiersie, druga socrealistyczną głowę bolszewickiego przywódcy. Ten pierwszy posąg spogląda ze zdziwieniem, z wyżyn swojego klasycznego piękna, na toporne kształty konkurenta. Zresztą kiedy Chrżanowski pokazuje powojenny Leningrad konsekwentnie eksponuje klasycystyczną zniszczoną architekturę. Znamienne, że w sekwencji, w której Josif Brodski spaceruje po współczesnym Petersburgu (w rzeczywistości od wyjazdu w 1972 r. nigdy już nie przyjechał do Rosji), po mostach swojego dzieciństwa, słyszymy głos przewodnika opowiadającego na wycieczkowym statku turystom o Piotrze Wielkim, tym władcy, który pierwszy usiłował zmienić charakter miasta ( i Rosji), czerpiąc z wzorów zachodnich.

Co jest dla mnie najbardziej zachwycające, to nieprawdopodobna swoboda i pewność, z jaką autorzy filmu posługują się bardzo różnymi środkami artystycznymi. Chrżanowski jest wybitnym twórcą filmów animowanych, „Półtora pokoju” to jego pierwszy film fabularny – debiut dość zaskakujący, biorąc pod uwagę, że reżyser miał w tym momencie siedemdziesiąt lat. W filmie czuje się doświadczenie Chrżanowskiego i jako człowieka, i jako filmowca. „Półtora pokoju” zawiera, obok scen aktorskich, sekwencje animowane, ale też fragmenty dokumentalne, a także udające dokument w taki sposób, że nie sposób odróżnić, co jest autentyczne, a co nie. Bardzo konsekwentnie wykorzystywane są też światło i koloro – najstarsze epizody są czarno-białe, późniejsze kolorowe, ale wyglądające tak, jakby został zrealizowane na taśmach, na jakich rejestrowano filmy radzieckie w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych, z charakterystycznymi „brudnymi” kolorami. Sceny ze współczesnego Petersburga są już nowoczesne w charakterze, wydobywają niezbyt sympatyczne oblicza życia rozwijającego się miasta: rozmowy kręcące się nieustannie wokół pieniędzy, na ulicach korki, pośpiech. Tak jak kiedyś piękno dawnej stolicy Rosji niszczyły zaniedbanie i bieda, tak teraz wszechobecne graffiti i nieład estetyczny.

Warto poświęcić trochę miejsca animacjom. Są one poetyckim komentarzem do biografii Brodskiego, ale pełnią też swoistą funkcję estetyczną, odwołując się do różnych tradycji plastycznych. Podniebny pochód instrumentów muzycznych, których pozbywają się mieszkańcy Leningradu przed ewakuacją w roku 1942, to oczywiście nawiązanie do Chagalla, a wrony symbolizujące postarzałych rodziców poety wyglądają jak wyjęte z ilustracji do rosyjskich baśni.

Obawiam się, że polskiemu widzowi najbardziej może przeszkadzać poezja, którą słyszymy z offu. Wierszy nie mogło tu zabraknąć, bo w końcu film opowiada o tym, z czego poezja Brodskiego się wzięła i dlaczego jest właśnie taka. Fragmenty jego utworów słyszymy w różnych interpretacjach, także oryginalne nagrania samego Brodskiego. Rosyjska tradycja recytacji jest zupełnie inna niż polska. Tam wiersz się właśnie recytuje, nie czyta, głos wzbija się o kilka tonów wyżej niż przy zwykłej rozmowie, akcentuje się bardzo dobitnie rytm. Nie ma znaczenia, czy wiersz mówi aktor, czy amator – zawsze recytacja brzmi dla polskiego ucha patetycznie, tak są wypowiadane nawet najbardziej osobiste i intymne strofy. Brodski nie inaczej traktował recytację. Andrzej Drawicz tak opisywał jego deklamację: „Brodski doprowadza inkantacyjność do maksimum. Zaczyna spokojnie, dość nisko, ale szybko głos się wzbija, nabiera cech lamentu, staje się jakby dzwon, którego dzwonnik nie jest już w stanie utrzymać, miotany od ściany do ściany.” Poświęcam temu zjawisku tak dużo miejsca, bo dochodzi tu do głosu jeszcze jedna opozycja obecna w eseju Chrżanowskiego, opozycja między prywatną a publiczną funkcją poezji. Josif Brodski uważał, że poezja jest sprawą czysto osobistą, nie można jej narzucać żadnych powinności. Ba, w ogóle bronił człowieka przede wszystkim jako indywidualności, której wolność i niezależność są najwyższymi wartościami. Filmowy Josif też kilkakrotnie wyraża ten pogląd. Ale w Rosji radzieckiej taki stosunek do sztuki oznaczał postawę antysocjalistyczną, antypaństwową. Wprawdzie Brodski został skazany za „pasożytnictwo”, ale nawet dla sądu było oczywiste, że ten zarzut nie ma sensu. Podstawowym przestępstwem Brodskiego było, że w ogóle śmiał pisać wiersze, uważać się za poetę, choć nikt mu tego miana nie nadał. Autentyczny dialog między sędziną a poetą odtworzony w filmie brzmi następująco: „ -A kto zdecydował, że jest Pan poetą? Kto Pana zaliczył do poetów? – Nikt. A kto mnie zaliczył do rodu ludzkiego? – A Pan się tego uczył? – Czego? –Żeby być poetą. Nie próbował Pan skończyć uniwersytetu, gdzie przygotowują… gdzie uczą…? - Nie myślałem… nie myślałem, że to się zdobywa dzięki wykształceniu. – A w jaki sposób? – Ja myślę… że to… od Boga.” Jednak nawet autor o takim stosunku do roli poezji jak Brodski nie może uciec od rosyjskiej tradycji. W tej kulturze poeta nie pisze w domowym zaciszu i co jakiś czas publikuje kolejny tomik. Poeta to ktoś więcej. Słuchałem kiedyś recytacji Jewgienija Jewtuszenki. W przepełnionej sali teatralnej deklamował swoje wiersze tak, że mróz szedł po plecach. Niezależnie od tego, co myśleć o jego poezji, ten spektakl robił ogromne wrażenie. Indywidualista Brodski chcąc nie chcąc (a chyba jednak chcąc) też w ten sposób dzielił się swoimi wierszami ze słuchaczami.

„Półtora pokoju” jest jednak nie tylko filmową rozprawą, to także film nasycony emocjami. Chrżanowski jest reprezentantem tego samego pokolenia, co Brodzki, pokolenia rosyjskiej inteligencji, która doszła do głosu na przełomie lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych. Jest w tej generacji trudny splot różnorodnych doświadczeń i emocji – krytycyzm wobec totalitarnego systemu, jego zbrodni, jego niszczącego i prymitywnego stosunku do kultury, chęć mówienia własnym głosem, poczucie solidarności z narodem, także duma z wygranej wojny, mimo wiedzy (wtedy jeszcze niepełnej) o milionach niepotrzebnych ofiar, których kosztem przyszło zwyciężyć. W jednej z najmocniejszych scen filmu w nowojorskiej restauracji „Rosyjski Samowar”, gdzie zbierają się emigranci, jego przyjaciele, Brodski śpiewa piosenkę „Przypadkowy walc” i w pewnym momencie powstaje kontrowersja co do jednego słowa tekstu. Poeta dzwoni do matki, żeby rozstrzygnęła spór, przecież mieli płytę z piosenką, nieraz jej słuchali. Telefon wisi na ścianie korytarza „komunałki”, matka podnosi słuchawkę i próbując sobie przypomnieć słowa, podśpiewuje, po czym zaczynają się schodzić kolejni współlokatorzy, po chwili wszyscy już śpiewają razem. Brodski daleko, w Ameryce, nie bardzo rozumie, co się dzieje, a w leningradzkim mieszkaniu ludzi, na co dzień nie bardzo sobie życzliwych, łączy wojenna pieśń, w której pobrzmiewają tony wspólnego losu. Połączenie telefoniczne się przerywa… Zadziwiający film.
Dyrektor Festiwalu
Małgorzata Szlagowska
malgorzata@ear.com.pl
Koordynator Polska-Rosja
Elena Małygina-Tworkowska
lena@ear.com.pl
Telefony:
+48 22 877 44 52
+48 22 837 91 44
kinoteka sputnik      kino kultura sputnik      kino praha sputnik

PKP intercity      iplex.pl


Strony festiwalu wykorzystują pliki cookies. W przeglądarce internetowej możesz zmienić ustawienia dotyczące plików cookies. Polityka prywatności.